Zabójcza Kariera Literacka


Autor: ktulu | Kategorie: Anomalie Literackie 
15 września 2007, 18:16

Nowatorskie pod względem składniowym opowiadanie wyłowione z Zielonej Wieży. Całe opowiadanie, powalające jeszcze silniej niż poniższe fragmenty przeczytać można tutaj

Radosnego kwiku i zaplucia monitora.

Ktulu

----------

Siedziałem sam blisko godzinę popijając dobre, tutejsze piwo, lecz po chwili podszedł do mnie zakapturzony człowiek. 

Stary numer: "już idę, za chwilę!", a potem czekasz godzinę... 

 

Sekunda mijała po sekundzie i nastał wieczór.

Ciąg dalszy kompresji czasu. 

 

Nadeszła ta chwila, po cichu skradałem się do fotelu i chwyciłem go za gardło. Szybkim ruchem dłoni przejechałem mu sztyletem przez tętnicę szyjną. Już nie żył. 

Na dodatek straciłem palce, bo nie zauważyłem tego mojego durnego łapska.

 

Szybko pozbierałem myśli i przypomniało mi się wczorajsze morderstwo. Nie chciałem o tym z nikim mówić a ojcu powiedziałem, że siedziałem w tawernie. On jednak nie dał za wygraną, sprzeczaliśmy się przez długi czas. On zdawał się jakby wiedzieć, że zabiłem tego człowieka. 

"Synu, w jaki sposób straciłeś te palce u dłoni?" 

 

Śledziłem go przez chwilę. Po pewnym czasie wszedł do jakiejś szczeliny pomiędzy sklepami, która prowadziła na skróty do jego domu. 

Strasznie chudy musiał być.

 

Udusiłem go gołymi rękoma a później dobiłem dwoma ciosami sztyletem prosto w serce. Ciało schowałem w skrzyni, która stała tuż obok.

Zmieścił się w szczelinie, to i do skrzyni się go udało wepchnąć.

 

Natomiast osoby, które patrzały na mnie jak na jakiegoś wyrzutka były to rodziny zamordowanych. Choć oni sami nie byli pewni czy to ja ich pozabijałem, ponieważ do tej pory nie pozostawiłem po sobie żadnego śladu obecności. 

Rodziny patrzały zadumanym, martwym wzrokiem. Chamstwa nie zniesły. 

 

Nie zdążył nawet krzyknąć gdyż szybkim ruchem ręki wsadziłem mu sztylet prosto w tętnicę szyjną. Spojrzałem na jego martwą twarz, która przez chwilę mi nawet kogoś przypominała. 

Deja vu. 

 

Kucnąłem tuż za jej krzesłem, a ona głupia mnie nie słyszała. Wstałem i poderżnąłem jej gardło. Twarz tej nieżywej kobiety obróciła się w moją stronę. 

Okazało się, że była to nieumarła sowa. 

 

Skazano mnie na śmierć poprzez rozczłonkowanie. 

Ekhem... 

 

Prawie wszyscy ludzi uciekli w panice ratując się przed ogniem. Lecz kat się nie zatrzymywał. Właśnie wyciągał topór gdy upadł na ziemię. 

Nieostrożny był i go rozczłonkowało.
 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz